Czy jest coś bardziej destrukcyjnego w przyjaźni niż brak zaufania? W relacji z Bogiem konsekwencją jest skrajne postrzeganie Bożego nauczania. Gdy nie ufamy Jezusowi, przestajemy wierzyć, że On jest naszą sprawiedliwością i nadzieją. W końcu stajemy się chwiejni, niepewni, brak nam poczucia bezpieczeństwa i pokoju, ciągle siebie oskarżamy i ostatecznie wszystko poddajemy pod wątpliwość. Nie wierzymy już biblijnie, tylko wybiórczo. Atrybuty i obietnice Boga przestają być dla nas realne, a kłamstwa stają się prawdą. Nie odczuwamy Bożej obecności za to pewniej czujemy się w fałszywym obrazie naszego chrześcijaństwa. Taki jest los człowieka, który nie pokłada nadziei w Panu. Szatan od zarania stara się zachwiać ufność człowieka w Boga.
Jak rozwijać wiarę w życie wieczne? Jak bardzo mamy być pewni zbawienia? Czy ta pewność ma przewyższać świadomość możliwości jego utracenia? Czy nienawidzę grzechu w swoim życiu tak by sobie nie pobłażać? Czy ufam dostatecznie Bogu, by nie popaść w samopotępienie? Jak walczyć ze skrajnościami by żyć w równowadze? Czy pewność, że Bóg się do nas przyznaje jest konieczna? Skąd mam czerpać pewność zbawienia? Na czym polegał błąd młodzieńca, który przyszedł do Jezusa (Mt 19, 16-22), pytając o życie wieczne? Czy chrzest, chodzenie do zdrowego kościoła, przestrzeganie przykazań mogą dać nam taką ufność? A może zapewnia to długotrwała i szczera modlitwa? Na czym budujesz swoje zaufanie?
0 komentarzy