Pewien święty człowiek martwił się bardzo zachowaniem swego młodego “wierzącego” sąsiada, prowadzącego rozwiązłe życie, w gnuśności, obżarstwie i opilstwie. Pewnego dnia postanowił interweniować. Poszedł do sąsiada i palnął mu kazanie. Tyle, że młodzieniec całkowicie go zlekceważył. Wówczas tamten zagroził mu:
– Pójdę się poskarżyć na twoje zachowanie przed pastorem.
– Rób, co chcesz. Pastor jest moim protektorem i palcem nie kiwnie przeciw mnie.
– No, to porozmawiam o tym ze Stwórcą!
Młodzieniec wzruszył ramionami, a święty odszedł rozgoryczony. Czas mijał, a hulaka zaczął się tak źle prowadzić, że już wszyscy sąsiedzi protestowali i skarżyli się. Święty człowiek ponownie poczuł, że musi pójść do tego młodzieńca. Po drodze jednak usłyszał głos z góry, nakazujący mu;
– Zostaw mojego przyjaciela w spokoju!
Drżący i osłupiały święty spotkał wkrótce młodzieńca.
– Co ci się stało, stary? – spytał ten ostatni.
– Nie mogę ci uczynić żadnej wymówki, ale koniecznie muszę ci powiedzieć, co mi się przydarzyło – odrzekł święty człowiek.
I opowiedział mu całe wydarzenie, dokładnie powtarzając usłyszane wtedy słowa. Tamten zaś rzekł tylko:
– Jeśli to mój przyjaciel, dam mu wszystko, co posiadam.
I natychmiast całkowicie zmienił tryb życia. I stał się prawdziwie wierzący.
0 komentarzy